Pewnej nocy nad doliną rozpętała się burza.
Wiatr tańczył wściekle nad drzewami, rzeka wezbrała, niebo pękało błyskawicami.
Na jej brzegu rosły dwa drzewa — potężny dąb i delikatny bambus.
Dąb stał dumnie, silny, niewzruszony.
— Ja się nie uginam, nie poddaję — szumiał. — Jestem twardy. Silny.
Spojrzał na bambus, który chylił się nisko, kołysząc się na wietrze.
— Jesteś słaby — powiedział. — Patrz, jak się zginasz!
Ale bambus milczał. Po prostu… tańczył z wiatrem.
Burza szalała do rana.
Gdy wzeszło słońce, wiatr ucichł. Rzeka wróciła do swojego rytmu.
Bambus wciąż stał — cicho, spokojnie.
A dąb?
Złamany. Powalony. Leżał w ziemi, z korzeniami wyrwanymi z siłą, której nie chciał się poddać.